Wygon (wrzesień)
Wrzesień bywa kapryśny, ale Gwardii Konnej nie poskąpił ani słońca ani błękitnego nieba. Tego dnia spotkaliśmy się by wesołą zbawą zakończyć letni sezon oraz by w uroczysty sposób wprowadzić do naszego grona nowych członków.
Pierwszego dnia w siodłach przemierzyliśmy uroczyska nad Drawą. Mastrem był Paweł-Doktor, który tydzień wcześniej przebył taka samą trasę ze Szkotkami. Nie było łatwo. Paweł oszczędzał konie i nie raz kazał konnym zsiąść i porowadzić wierzchowce w reku - szczególnie pod najwyższe górki.
Lasem podążał wóz - Malowane Panny wiózł.. Na wozie zawsze jest wesoło. O nastrój pięknych pań dbali opiekuńczy panowie.
Słońce zaszło za horyzont. Wszyscy oczekiwali atrakcji, które miały ten wieczor uczynić wyjątkowym. Gwardia Konna to nieliczne grono. A tego dnia miało się powiększyć. Przygotowano uroczyste odczytanie przysięgi Gwardzisty oraz kilka niespodzianek dla Barona i Zdzicha. Każdy "stary" Gwardzista miał również prawo zadać im zadanie specjalne. Paweł "upichcił" przepyszną tajną miksturę i uparcie nią częstował. By okazać szacunek panowie całowali panie po "wypastowanych" bucikach. Sprawdzono również umiejętności utrzymania się na "niesfornym rumaku" Wszyscy ocenili również czy ładnie panowie wyglądają w siodle.
W grono Przyjaciół Gwardii Konnej tego wieczoru przyjęliśmy Gosię. Dzielnie opatrzyła rany Baronowi i odczytała słowa przysięgi
Nastała noc i wszyscy trochę zgłodnieli. Przy ognisku czekał poczęstunek i gitra Złotego. Gdy trochę zmarzliśmy impreza przeniosła się do gościnnego domu naszych gospodarzy. Zabawa trwała do białego rana. Mamy nadzieję, że goszczący u nas przyjaciele Sławek z żoną Alicją i pani sędzina Beata dobrze się czuli w naszym gronie. Co tu opowiadać. Ognie na Wiwat i sami popatrzcie !
Rankiem czekała nas kolejna niespodzianka. Uciekły nam konie Złotegi i Barona. Szukanie ich po lesie trwało całe przedpołudnie. Część z nas przeczesywała las w siodle, reszta na piechotę. Znaleźliśmy je prawie 15 kilometrów od bazy. A już poważnie się martwiliśmy i byliśmy wyczerpani. I wtedy właśnie Baron wsiadł na Szakirę na oklep i jedynie na kantarku ruszył w stronę bazy. Widok był tak komiczny, że wszyscy zapomnieli o zmęczeniu. Poświęcenie Barona doceniamy - czego się nie robi dla dobrej zabawy.